Menu Zamknij

Czas to pieniądz czyli kiedy wystąpić o zadośćuczynienie

To stare powiedzenie zna każdy z nas, ale czy wiecie, że jest też aktualne w procesach odszkodowawczych? Lata praktyki w sprawach wypadkowych pokazują, że im dłużej zwlekamy z pójściem do sądu, tym niższe zadośćuczynienie wygrywamy.

Przedawnienie roszczeń

Żądanie zapłaty odszkodowania i zadośćuczynienia od sprawcy (w praktyce od jego ubezpieczyciela) to nic innego jak roszczenie. A każde roszczenie kiedyś się przedawnia. I nasz przeciwnik w sądzie – ubezpieczyciel profesjonalista, na pewno tego nie przeoczy. Skutek – przegrany proces i przegrane koszty.  

Przepisy jasno wskazują, kiedy odszkodowanie będzie przedawnione. Pamiętajmy o terminie 3 lat. Jeżeli wypadek był przestępstwem to mamy lat 20. Nie będę tutaj wchodzić w szczegóły, kiedy i jak poszczególne terminy liczymy. Ważne jest natomiast, że czas mija dość szybko. Nie warto zwlekać do ostatniej chwili, bo najlepszy adwokat nam nie pomoże. Pamiętajmy też, że dobrego pozwu o zadośćuczynienie i odszkodowanie nie przygotuje się z dnia na dzień. Zwłaszcza jak będziemy musieli jeszcze pozbierać dowody – rachunki, fakty, dokumenty medyczne itd.

Proces zdrowienia

Każdy poszkodowany chce jak najszybciej wrócić do zdrowia. To jest normalne, pożądane i do tego wszyscy dążymy. Chcemy tego do czasu zapoznania się z opinią biegłego lekarza, napisaną w naszym procesie. I wówczas okazuje się, że proces zdrowienia kosztuje nas konkretne pieniądze. Zadośćuczynienie będzie mniejsze.

Bo biegły pisze, że faktycznie dolegliwości były, ale minęły. Pisze, że opieka innych była potrzebna a już nie jest. Pisze, że kości się zrosły, a rehabilitacja dała świetne efekty. Czytamy, że jesteśmy właściwie zdrowi. Oczywiście natychmiast podchwytuje to nasz przeciwnik przed sądem. I jakoś blado wypadają wtedy nasze złamania, których już nie ma, nasze siniaki, zmieniane kilka razy dziennie opatrunki, silne tabletki przeciwbólowe, spanie na siedząco, konieczność wsparcia najbliższych w najdrobniejszych czynnościach życia codziennego.

A gdyby ten biegły zobaczył nas rok po wypadku a nie 5 lat później, to opisałby nasz stan, kiedy nasze dolegliwości były najbardziej uciążliwe, wtedy, gdy cierpienia były największe. Czy byłaby różnica w zasądzonej kwocie? Z pewnością tak. Zadośćuczynienie byłoby wyższe.

Luki w pamięci pokrzywdzonego

Pamiętacie co robiliście 5 lat temu od tej chwili, w której to czytacie? Ja nie. A poszkodowany idąc do sądu nie może powiedzieć, że nic nie pamięta. Oczywiście mój wypadek, mój ból, moje cierpienie powodują, że z tego okresu pamiętamy znacznie więcej. Tamten czas był dla nas w ten negatywny sposób wyjątkowy. Moi klienci często nie mogą zrozumieć czego wymaga od nich sprawa sądowa. Słyszę „jak to, to ja mam się tłumaczyć jak oskarżony?”.

Przepisy są nieubłagane. Ten kto idzie do sąd, musi udowodnić swoje twierdzenia. A jeżeli klientowi pamięć szwankuje, może okazać się to problematyczne. Zwłaszcza, że to poszkodowany musi opowiedzieć po kolei co się stało.  Jakie były skutki, jakiego odszkodowania żąda i dlaczego. Im więcej konkretów, tym dla sprawy i wygranej lepiej. I mówimy tu o zdarzeniach sprzed roku, dwóch, trzech, pięciu a nawet dziesięciu. I co pamiętacie? O to wpłynie na wysokość zadośćuczynienia i odszkodowania.

Luki w pamięci świadków

O ile można założyć, że wypadek i jego skutki są dla poszkodowanych ważne i dlatego będziecie coś pamiętać, to inni wcale nie. Od razu pogódźmy się z tym, że świadek tak samo dokładnie pamiętać nie będzie świadków. I to nawet jak bardzo będzie się starać. Ich luki w pamięci są nie do zapełnienia. To nie był ich wypadek, nie będą pamiętać go tak dokładnie jak Wy.

Oczywiście rodzice, dzieci, małżonkowie, rodzeństwo będą pamiętać więcej niż koleżanka czy sąsiadka. Nadal jednak w tle działa proces zapominania. No i jeszcze są sytuacje losowe. Utrata kontaktu ze świadkiem. Proza życia. Nie raz traciłam w procesie świadka z powodu rozwodu. Małżonkowie przed procesem lub w jego trakcie rozstają się w nerwowych okolicznościach. Nie zawsze wówczas chcemy zobaczyć swoją byłą drugą połowę jako świadka w naszej sprawie.

Jeden z moich klientów w czasie długiego postępowania sądowego zdążył przejść etap narzeczeństwa, małżeństwa i rozwieść się przed wydaniem wyroku. Ale bywały też sytuacje odwrotne. Klientka zakochała się z wzajemnością w policjancie interweniującym na miejscu wypadku, a potem został on jej świadkiem w sprawie. Mógł, bo się nią po wypadku opiekował.

Archiwizacja dokumentów urzędowych

Nie miejmy złudzeń, że każdy dokument urzędowy jest przechowywany w nieskończoność. Tak samo prokuratorski, policyjny czy sądowy. Nie zawsze i to niezależnie od tego jak bardzo jest nam potrzebny w procesie.

Terminy archiwizacji akt nie nadążają za zmianami przepisów. Dlatego można się czasem dowiedzieć, że procesu cywilnego jeszcze nie było, ale sąd karny „zmielił” już akta sądowe, a ubezpieczyciel „zmielił” już akta szkodowe. I wtedy klient musi udowodnić, że wypadek był, że został w nim poszkodowany, że sprawca został skazany, a nieistniejący już dzisiaj ubezpieczyciel swoją odpowiedzialność przyjął. Trudne i nie zawsze możliwe. Szczerze radzę takich sytuacji procesowych unikać.

Wielkość krzywdy „maleje” z czasem

Tak dla poszkodowanego jak i dla sądu. Po pierwsze poszkodowany wyzdrowiał całkowicie (przy małych obrażeniach) lub wyzdrowiał częściowo (przy większych obrażeniach). Po drugie nawet jak nie wyzdrowiał, to nauczył się żyć ze swoimi dolegliwościami i ograniczeniami. Mam klientów, którzy po amputacji kończyny górnej tak się przyzwyczaili, że nie widzą potrzeby korzystania z protezy. Nawet, gdyby to miała być zaawansowana technicznie proteza, opłacona przez ubezpieczyciela. Osobie oburęcznie pełnosprawnej trudno w to uwierzyć, a jednak tak bywa.

Im mniej drastyczny w skutkach był wypadek, tym to subiektywne „zmniejszenie” krzywdy postępuje szybciej. I to nie tylko w oczach pokrzywdzonego. To odnosi się także do sądu. Im dłużej zwlekamy z wystąpieniem o odszkodowanie tym bardziej dziwi się temu sąd. Bo jeżeli ktoś tyle z tym czekał, to może nie jest tak źle, jak opowiada. Bo jakby było źle, to pozew byłby wcześniej. No i tu koło się zamyka. Oczywiście jest to uproszczenie, ale zdarzające się w praktyce. Wówczas poważna krzywda, postrzegana po latach nieco inaczej, sprawia wrażenie mniejszej i skutkuje niższą wygraną. A przecież zadośćuczynienie miało być wyższe.

Podsumowanie

Teraz już rozumiecie, dlaczego napisałam, że czas to pieniądz również w procesie odszkodowawczym. Oczywiście nie zawsze należy iść szybko do sądu. Z ubezpieczycielem warto najpierw skorzystać z likwidacji szkody. Zawsze do rozważenia pozostaje też mediacja. Nie każdy musi iść do sądu, nie każdy potrzebuje. Ale jeżeli taka decyzja miałaby zapaść, to dobrze, aby nastąpiło to wcześniej niż później. I wcześniej odwiedzić doświadczonego adwokata.